Nie ma co się oszukiwać, na co dzień nie jestem przykładem wzorowej katoliczki. Staram się żyć zgodnie z przykazaniami, ale różnie z tym bywa.
O EDK po raz pierwszy usłyszałam w 2016 roku, tuż po, to było niesamowite, jak grom z nieba nagle zrobiło mi się żal, że mnie tam nie było, niesamowite uczucie, którego nie mogłam wyjaśnić.

W 2017 roku wyruszyłam na swoją pierwszą EDK, trasa fioletowa. To była prawdziwa, szczera Droga Krzyżowa, a od około 19 km droga przez mękę. Pęcherze na stopach, nie pozwalały iść tempem, które było w zasięgu moich mięśni. Po kolejnych kilometrach poczułam potworny ból stawu biodrowego, nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Ze łzami w oczach posuwałam się na przód, noga za nogą do celu. Udało się, doniosłam swój krzyż. Nie myślałam wtedy, że wyruszę kolejny raz, zmęczenie i ból wydawały się tak wielkie.

Droga Pięknego Życia to była moja druga EDK. Przepiękna trasa żółta. Tym razem z niecierpliwością czekałam kiedy ruszą zapisy. Pilnowałam wiadomości o EDK aby nie przegapić tego jakże wspaniałego duchowego wydarzenia. Nie było ani chwili zawahania czy iść. To było oczywiste, że TAK.
Wyruszyłam z krzyżem w intencjach rodziny i znajomych. Pod katedra zrobiłam krzyż i po mszy św. wyruszyłam w drogę. Krzyż przymocowany do plecaka, trzy razy mi wypadł. Jak trzy upadki Pana Jezusa. Niestety nie doniosłam go w całości, po drodze rozpadł się na części, tylko jedną z nich i doniosłam do celu, drugą zgubiłam.
To tak jak w życiu, upadam i powstaję. Biorę swój krzyż i niosę go, ale czasem się gubię.

Droga Pięknego Życia, nocna wędrówka - każdy krok przybliżał nas do celu.Droga Pięknego Życia - to życie, a każdy dzień przybliża nas do śmierci i spotkania z Panem.
Przeżyjmy je pięknie...