Na EDK byłem już 2 raz, wcześniej jako obstawa, tym razem jako uczestnik trasy czerwonej (46km). Nie mogłem się skupić na modlitwie, na świadectwach, bardzo chciałem mieć otwarte serce, ale nie mogłem.

Mimo wszystko byłem Bogu bardzo wdzięczny za to, że mogłem iść z braćmi z mojej wspólnoty, i na każdej stacji powtarzałem tylko "Jezu dziękuję Ci za tych ludzi, i to, że mogę tu być". Na 12 stacji złapał mnie kryzys. Spadł mi cukier, czułem jakbym miał zemdleć, a nogi były tak poobcierane, że każdy krok był cierpieniem. Wtedy wziąłem krzyż z pleców, zacisnąłem go w dłoniach i idąc modliłem się pierwszy raz na tej drodze tak szczerze, mogłem jednać się z cierpiącym Chrystusem! Teraz widzę jak było to ważne. W Kęble padłem na ziemię, i wiedziałem, że już nie wstanę. Modliłem się tylko "Panie, nie z mojej woli, a Twojej, nie moimi siłami, a Twoimi" . Nie wiem jak, ale ostatni odcinek Kębło-Wąwolnica przebiegłem, ludzie patrzyli na mnie jak na wariata, a ja mijałem kolejne grupki. Mocne doświadczenie, to EDK pokazało mi, że swoimi siłami sam nic nie mogę, mogę tylko leżeć na ziemi jak robaczek, z Bogiem mogę biegać po nieprzespanej nocy nieustannego marszu, mogę żyć EKSTREMALNIE!