W EDK uczestniczyłam po raz pierwszy.Wcześniej mogłam sobie tylko wyobrazić, jak wygląda nocne pielgrzymowanie. Wiedziałam, że to jest ten moment, w którym sama mogę przeżyć EDK, choć nikt z ludzi nie dawał mi wsparcia, nikt nie popierał mojej decyzji...

Wszyscy, komu zdecydowałam się powiedzieć, że wyruszę na EDK odradzali, bo z moją odpornością na różnorodne infekcje, z moimi nogami, które kilka tygodni temu trzeba było porządnie leczyć...itd. Wszystko to prawda, ale miałam w sobie takie pragnienie, że to wszystko było jakby poza mną, jakby mnie nie dotyczyło. I to było pierwsze zwycięstwo łaski! Poszłam na EDK trasą fioletową, wśród licznej grupy osób z parafii św. Stanisława BM w Lublinie. Miałam cel. Choc droga była trudna do przebycia i pojawiało się mnóstwo zwątpień, dotarłam do Wąwolnicy do Sanktuarium MB Kębelskiej. W zakłopotanie wprawiało mnie każdorazowe pytanie bliskich mi osób "jak było?". Jedyna
odpowiedź jaka mi się nasuwała to "ciężko". Tak ciężko to prawda, ale EDK to coś więcej. Dziś, w niedzielny wieczór, kiedy zmęczenie już odeszło, zaczynam widzieć, że EDK to obraz życia mojego, często pełnego ciemności, brudu, błota, zwątpień, trudu, cierpienia, samotności. Na tej drodze Bóg daje małe światełka, które pokazują drogę do celu, podaje kubek wody, herbaty, kawy...daje też możliwość gościny w domach i sercach dobrych ludzi... Jeśli przetrwam drogę w ciemności, jeśli nie poddam się zwątpieniu, jeśli mimo trudu nie utracę celu, to na końcu wędrówki zaświeci Słońce, które rozweseli i doprowadzi do Domu, gdzie razem z Jezusem czeka Matka. Wystarczy zaufać, powierzyć się i wyruszyć w drogę... Podnieś mnie Jezu i prowadź do Ojca...Amen