Parą jesteśmy stosunkowo od niedawna. Obydwoje lubimy mierzyć się z różnego rodzaju wyzwaniami a uczestnictwo w EDK było jednym z nich.

Wybraliśmy najdłuższą spośród przygotowanych w Lublinie tras, która liczyła 51 km. Po skrzętnych przygotowaniach, spakowaniu gorących napojów, odebraniu mapy i treści rozważań, wyruszyliśmy o 20:30 spod lubelskiej katedry przeżywać swoją drogę krzyżowa. Na samym początku nie odczuwaliśmy większych trudności. Pojawiły się one dopiero po wejściu do lasu oraz na polnych drogach. Brodziliśmy w błocie po kostki. Zaczął padać śnieg. Nie poddaliśmy się. Po północy przyszedł przymrozek, co znacznie ułatwiło przemieszczanie się.
Godziny mijały. Kilometrów przybywało. Brak snu, wyczerpanie i ogólne zmęczenie dawało się we znaki. Jednak około godziny piątej, gdy zaczęło wschodzić słońce, dostaliśmy zastrzyk energii. Najtrudniejsze okazały się ostatnie kilometry, kiedy kolano zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa i spowalniałam nasz duet. Mogłam jednak liczyć na wsparcie mojego chłopaka. Wspólnie osiągnęliśmy cel,którym było sanktuarium w Wąwolnicy. Przed bramą porozumiewawczo spojrzeliśmy się na siebie. Dostrzec mogłam ogromną satysfakcję i zadowolenie. Osiągnęliśmy to razem. Pomimo trudności. Pomimo zmęczenia. Daliśmy radę.
Każdej parze, niezależnie od stażu, polecam wzięcie udziału w takim przedsięwzięciu. Z pewnością umocni i da odpowiedni fundament do dalszego rozwoju relacji.
Najszczęśliwsza Kasia pod słońcem.