Była to moja trzecia Ekstremalna Droga Krzyżowa. W ostatniej chwili wybrałam trasę czarną, miałam obawy, ale brat pielgrzymkowy Andrzej dodał mi odwagi. Miałam wiele obaw czy dam radę.

W poprzednich latach po stacji III zaliczyłam upadki, w tym roku starałam się iść ostrożnie,niestety upadek był w miejscu najmniej oczekiwanym, w lesie gdy mijałam kolejne zagłębienie. Upadek niegroźny na oba kolana. Zrozumiałam, że na nic moja ostrożność,mimo to upadam jak w życiu i powstaję aby iść dalej. Podjęłam wyzwanie pokonania najdłuższej trasy, modliłam się aby starczyło mi sił. Szłam samotnie, bo trudno mi było dotrzymać tempa bratu z pielgrzymi. Miałam ze sobą własnoręcznie zrobiony krzyż z wyciętą datą 4.03.2016 - I EDK . Przy stacji VIII zorientowałam się, że go nie mam, najprawdopodobniej zaczepiłam nim o gałęzie w lesie - może go ktoś znalazł? Nie wiem. Pojawił się smutek z powodu jego utraty,ale pojawiła się też druga refleksja,że został zdjęty z moich pleców przez Jezusa. Modlitwa przy każdej kolejnej stacji dodawała moim nogom sił. moje serce wypełniała radość i dziękczynienie gdy o 8:40 pokłoniłam się Kębelskiej Matce. Na parkingu stał autokar, podeszłam do niego i jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam pątników trasy fioletowej z ks. Emilem. Chwała Panu że się o mnie tak bardzo troszczy.